W Marcy dostrzegam to, czego szukam, i migoję lampostem i rozplątam parę tenisówek, które podrzuciło tam niektóre dziecko, które przetestowały się do jakiegoś gówna, którego nigdy nie wymyśliłem, dopóki mieszkałem w tym mieście. Siedzę na krawężniku i wkładam stopy w środku, pozostawiając sznurówki cofnięte. Tam jest za mały, ale prawy pasuje trochę lepiej niż lewa. Brak dużego palca już się nie opłaca.
(At Marcy I spot what I am looking for and shimmy up a lampost and untangle the pair of sneakers that some kid has tossed up there that dangle in testement to some shit that I have never figured out as long as I have lived in this city. I sit on the curb and stuff my feet inside leaving the laces undone. There too small but the right one fits a little better than the left. Not having a big toe is already paying off.)
Narrator spotyka parę trampek zwisających z latarni w Marcy, ciekawy widok odzwierciedlający wybryki z dzieciństwa. Zaintrygowani wspinają się, aby odzyskać buty i znaleźć radość z nieoczekiwanego doświadczenia. Siedząc na krawężniku, próbują tenisówek, które są ogólnie zbyt małe, ale właściwy pasuje tylko do satysfakcji. Akt kradzieży tych trampek podkreśla mieszankę nostalgii i buntu.
Gdy narrator zakłada trampki z sznurkami, które pozostały, uznają niewielką zaletę, że brakuje dużego palca, umożliwiając im pozór wygody...